"Parasite" to mistrzowska i trzymająca w napięciu opowieść, w której czworo ludzi bez przyszłości wpada na pomysł przekrętu doskonałego. Kierowca bez pracy, gospodyni bez domu, student bez kasy i dziewczyna bez perspektyw wspólnie stworzą perfekcyjny plan, jak w najkrótszym czasie stać się kimś i zająć miejsce bogaczy. W świecie, w którym liczy się tylko wydajność i sukces, przechytrzą system i zawalczą o siebie. Nawet, jeśli będzie to wymagało przekroczenia cienkiej granicy między tym, co jeszcze dozwolone, a tym co absolutnie zabronione. Bong Joon-ho pokazuje, że prawie każdy marzy o lepszym życiu, awansie i szansie na sukces. Ale tylko niektórzy - dzięki nieposkromionej wyobraźni i braku skrupułów - są w stanie po to wszystko sięgnąć. "Parasite" to pełen dzikiego humoru i nieoczekiwanych zwrotów akcji thriller o ludziach, którzy nigdy nie mieli się spotkać - biednych i bogatych, tych naprawdę uprzywilejowanych i tych zepchniętych do rynsztoków.
Uniwersalna i zaskakująca opowieść o potędze przypadku i roli szczęścia w ludzkim życiu. Ten trzymający w napięciu film przedstawia niewiarygodną, pełną niespodzianek, a do tego prawdziwą historię życia Sixto Rodrigueza, piosenkarza, któremu wróżono karierę większą niż Bobowi Dylanowi, a o którym… nikt nie słyszał.
Pod koniec lat 60. w jednym z barów w Detroit dwóch uznanych producentów muzycznych usłyszało nieznanego piosenkarza o wielkim talencie. Nagrali z nim album, licząc że z miejsca stanie się gwiazdą. Jednak płyta okazała się fiaskiem: nie chciał jej kupować dosłownie nikt. Piosenkarz wkrótce zniknął bez śladu, jeśli nie liczyć plotki o jego przedziwnym samobójstwie podczas koncertu.
Kilka lat później pirackie kopie jego płyty trafiły do podzielonej apartheidem Południowej Afryki. W ciągu dwóch dekad odniosły tam niewiarygodny sukces, bijąc rekordy sprzedaży Elvisa Presleya i Rolling Stonesów, choć sam piosenkarz nigdy się o tym nie dowiedział. Dwaj południowoafrykańscy fani postanowili odkryć, co naprawdę stało się z ich idolem i bohaterem. Śledztwo zaprowadziło ich do prawdy bardziej niezwykłej, niż wszystkie mity krążące wokół artysty znanego jako Rodriguez. Ten film to opowieść o jego niezwykłych losach, a także o nadziei, inspiracji i potędze muzyki.
„Climax” to hipnotyczny, odurzający, pulsujący energią i muzyką lat 90-tych film Gaspara Noé. Najnowsze dzieło reżysera „Love” „Nieodwracalne” i „Wkraczając w pustkę” stało się sensacją ostatniego festiwalu w Cannes, gdzie okrzyknięto je szatańską wersją „Step Up”.
Inspirowana autentycznymi wydarzeniami opowieść o grupie tancerzy, którzy w pewną zimową noc spotykają się w opuszczonej szkole na odludziu. Taneczna próba w rytm przebojów Daft Punk, Aphex Twin i Soft Cell szybko zamienia się w pełną seksualnego napięcia imprezę. Gdy wychodzi na jaw, że domowej roboty sangrię ktoś doprawił narkotykami, dzika zabawa w zamkniętym budynku przeradza się w ekstremalny, psychodeliczny trip.
Na planie swojego najnowszego projektu reżyser sam stanął za kamerą, a do choreograficznych fajerwerków zatrudnił profesjonalnych tancerzy. W obsadzie znalazła się Sofia Boutella, tancerka i aktorka („Atomic Blonde”), a także francuski DJ Kiddy Smile. Na ścieżkę dźwiękową do „Climaxu”, obok przebojów elektro z lat 90-tych, trafił również – skomponowany specjalnie na potrzeby filmu – utwór „Sangria” Thomasa Bangaltera z Daft Punk. Gaspar Noé w wizualnie porywający sposób pokazuje, do czego zdolni są ludzie, gdy zbiorowo puszczają im hamulce i budzą się wewnętrzne demony. Wybierz się na najbardziej szaloną imprezę tej jesieni, zanurz w tanecznym piekle – i spróbuj przeżyć „Climax”.
Ten film powstał dla przyjemności – mówił po latach Jim Jarmusch, porównując strukturę złożonej z 11 epizodów „Kawy i papierosów”, do muzycznego albumu, zawierającego jedenaście piosenek. Każda jest o czymś innym, ale słuchane po kolei tworzą niepowtarzalną, wspólną aurę. Ich motywem przewodnim są oczywiście kofeina i nikotyna: nieodzowni towarzysze mniej lub bardziej istotnych rozmów i krótkich przerw. Bo bardziej, niż smakiem, kawa i papierosy pozwalają delektować się oferowanym w pakiecie z nimi czasem. W swoich - często improwizowanych – nowelkach, Jarmusch pozwala spotkać się na chwilę bohaterom, ale i aktorom. Przy kawiarnianych stolikach zatrzymują się na chwilę m.in . Tom Waits i Iggy Pop, Steve Coogan i Alfred Molina, Bill Murray z raperami RZA i GZA, Cate Blanchett z… Cate Blanchett, by pogadać o medycynie alternatywnej, wspólnych przodkach, Elvisie Presley’u, czy latach XX w Paryżu. Ten realizowany z doskoku, przez kilkanaście lat, najbardziej znany film Jarmuscha, ma w sobie fantazję, lekkość i humor. Komediowe, czarno-białe scenki trwają dokładnie tyle, ile zajmuje wyskoczenie na dymka, czy wypicie filiżanki czarnego naparu. „Jesteśmy pokoleniem kawy i papierosów” – mówi w jednej ze scen Tom Waits i dziś, gdy papieros nie może spotkać się już przy stoliku z kawą, ta deklaracja nieoczekiwanie smakuje nostalgią.
Żyj, jakby jutra nie było! Beztroski Nyles (Andy Samberg) i zadeklarowana singielka Sarah (Cristin Milioti) poznają się na weselu w Palm Springs.
Sztywna impreza niespodziewanie odsłania swój wybuchowy potencjał, kiedy okazuje się, że oboje zostali uwięzieni w pętli czasowej i w kółko przeżywają ten sam dzień. W sytuacji na pierwszy rzut oka beznadziejnej, Nyles i Sarah odkryją, jakie możliwości daje całkowita wolność. Wspólnie zrealizują najbardziej szalone pomysły, by przy okazji przeżyć najbardziej odjechany romans wszech czasów.
„Palm Springs” to inteligentna i przezabawna komedia, która stała się rewelacją festiwalu Sundance. Film zebrał entuzjastyczne recenzje i ocenę bliską 100% na Rotten Tomatoes. To jeden z tych filmów, który chce się oglądać i oglądać – w kinie, z przyjaciółmi lub z ukochaną osobą. W rolach głównych Andy Samberg, gwiazda „Brooklyn 99” i „Saturday Night Live”, oraz Cristin Milioti, znana z serialu „Fargo” czy „Jak poznałem waszą matkę". „Palm Springs” to komedia idealna na czasy, gdy wszystko wydaje się bez sensu i być może najlepszym rozwiązaniem jest szalona impreza.